Koniec bloga „Zebra z klasą”

Kto nie kojarzy „Zebry” ten traci bardzo wiele. „Zebra z klasą” była miejscem wyjątkowym. I nadal takim pozostaje! Niestety nie będziemy mogli czytać już nowych wpisów. Małgorzata Cybulska – zawodniczka wkkw i właścicielka bloga niedawno umieściła w sieci wpis, w którym tłumaczy podjętą decyzję:

Przygoda z Zebrą z Klasą była cudowna! Tyle lat wstawiania wpisów, zdjęć i filmów, dzięki którym do tej pory wracają wspomnienia z każdego etapu mojej drogi jeździeckiej. Od samego początku kiedy to wygrałam mój pierwszy konkurs (trafienie w normę czasu) na Disney, a potem usilnie próbowałam nie spadać z Arysa. Przez pamiętne OOMy na Doncasterze, czas juniorski spędzony w Sopocie, podróż do Niemiec, aż do teraz… Nie była to droga usłana różami, jak w każdym sporcie bywały lepsze i gorsze momenty, zwycięstwa i spektakularne porażki… Patrząc jednak wstecz na moją historię nie zmieniłabym niczego, bo szczególnie z tych złych decyzji i potknięć uczyłam się najwięcej i również dzięki nim jestem taka jaka jestem i tu gdzie jestem. Towarzyszyliście mi przez ten cały czas i wspieraliście w najtrudniejszych momentach za co OGROMNIE Wam dziękuję! ❤️ W zamian ja mogłam pomóc części z Was i zainspirować do dalszej pracy za co też jestem wdzięczna!Ale czas rozpocząć nowy rozdział i zostawić Zebrę za sobą jako pamiętnik opisujący drogę od dzieciaka kochającego konie do sportowca, którym jestem dzisiaj.

Małgorzata Cybulska

Ciężko było podjąć decyzję o zamknięciu bloga „Zebra z klasą”? Jak wspominasz aktywność na jego płaszczyźnie przez wszystkie lata jego istnienia?

Zebra towarzyszyła mi prawie od samego początku, kiedy to jeszcze byłam dzieciakiem jeżdżącym na kucykach, a na pewno od początku mojej jazdy sportowej. Kiedyś były to krótkie wpisy opowiadające np. o kucach, na których jeździłam lub z nich spadałam po raz pierwszy albo opisujące nowe figury takie jak ustępowanie, których uczyłam się krok po kroku. Potem zaczęły się wyjazdy na zawody, w tym moje pierwsze zawody na Arysie w Sopocie, którym byłam zachwycona, bo był największym ośrodkiem, jaki w życiu widziałam oraz poradniki jeździeckie, z czego najpopularniejszym był chyba ten o robieniu koreczków. Aż do kilku ostatnich lat, kiedy to głównie relacjonowałam wyjazdy na zawody, a w szczególności starałam się dzielić tym zagranicznymi, tak jak moją największą wyprawą na ME w Irlandii. Zawsze, gdy działo się coś szczególnego, miałam z tyłu głowy, myśl mówiącą, żeby to uwiecznić i móc podzielić się tymi wrażeniami z moimi fanami. Dzięki temu teraz sama mogę wracać do tych zdjęć i filmów i wspominać zarówno te zwyczajne, jak i wyjątkowe momenty. Nie będę udawać, mam swoje ulubione filmy, które są dla mnie szczególnie wartościowe (jak np. „Jeździectwo wymaga wyrzeczeń” czy „Sześć ważnych lekcji dla jeźdźców”), ale są i takie, których się wstydzę, szczególnie patrząc na nie z aktualnej perspektywy (jak np. poradnik „Jak skakać przez przeszkody”, kiedy to niestety moja technika skoku była jeszcze na bardzo miernym poziomie. Oczywiście to samo tyczy się moich występów na zawodach, tym bardziej że Ci, którzy czytali mojego bloga wiedzą, że jestem i zawsze byłam wobec siebie bardzo wymagająca.

Z początku pisanie bloga przychodziło mi bardzo łatwo, jako że były to głównie krótkie relacje z treningów, ale z czasem zaczynało być coraz trudniej. Oprócz faktu związanego z coraz mniejszą ilością czasu zaczęły dochodzić przemyślenia zarówno dotyczące jeździectwa, jak i te ogólne oraz przede wszystkim chęć przekazania czegoś wartościowego. W związku z tym wpisy zaczynały być coraz dłuższe, ale pojawiały się coraz rzadziej. W związku z tym niestety powoli zaczęłam się rozmijać z typową koncepcją bloga, czyli częstej aktywność i krótkich przyjemnych do czytania wpisów. Na pewno duża część czytelników nie była w stanie dobrnąć nawet do połowy moich elaboratów, ale po prostu nie umiałam inaczej. Niestety przez to zaczynałam mieć coraz mniej serducha do prowadzenia bloga, co zresztą było widać zarówno po małej ilości wpisów, jak i niskiej aktywności na FB czy Instagrama. Tak więc do decyzji o odejściu od Zebry dojrzewałam już od dłuższego czasu tym bardziej że wraz z rozwojem sportowym czułam, że wizerunek dziewczynki w kasku w paski już nie do końca do mnie pasuje. Tak więc szczerze mówiąc, nie smucę się z powodu zakończenia tego rozdziału. Myślę, że został on dopełniony w postaci ostatniego wpisu z ME Seniorów, które było moim największym i najpełniejszym sukcesem w życiu. Wydaje mi się, że w ten sposób pokazuje on pełną historię wzrostu dziewczynki z pasją do koni i jej wyboistej drogi prowadzącej do bycia sportowcem. I teraz przyszła najwyższa pora, żeby z nowym entuzjazmem wejść w kolejny rozdział…

Patrząc na Zebrę z aktualnej perspektywy, na pewno muszę przyznać, że jest ona oczywiście niezwykle wartościowym zbiorem wspomnieć i opisem mojej historii, ale też jest cenna, ponieważ w jakimś stopniu ukształtowała mnie. Oprócz ogromnego wsparcia, które dawali mi moi fani oraz możliwości inspirowania ich, co zawsze wzbudzało we mnie wdzięczność, że dzielą się akurat ze mną swoimi historiami czy oczywistych korzyści takich jak, chociażby możliwość bycia ambasadorem Pikeura i Eskadrona. To przede wszystkich samo dzielenie się własnymi przemyśleniami i doświadczeniami w pewnym stopniu sprawiło, że musiałam znacznie szybciej stać się świadoma tego, co robię, jak to robię i w jaki sposób chcę to robić. A to z kolei dawało mi pewnego rodzaju imperatyw do samoanalizy i rozwoju, co aktualnie chyba cenie w sobie jako sportowcu najbardziej.

Który wpis jest Ci szczególnie bliski?

Zapewne jest ich wiele, ale są dwa, które wydają mi się najbardziej wyraziste. Pierwszym był opis podróży i zmagań na ME w Millstreet w Irlandii. Z jednej strony było to przerażające przeżycie w kontekście najdłuższej i najbardziej skomplikowanej wyprawy z końmi, jaką w życiu przebyłam, która na szczęście była bardzo dobrze zorganizowana przez ówczesnego Trenera Kadry. Te Mistrzostwa Młodzieżowe były również tymi zdecydowanie najtrudniejszymi, szczególnie z powodu mega dużego i trudnego technicznie krosu oraz towarzyszącej mi presji, którą de facto sama na siebie nałożyłam. Oraz chyba najbardziej dotkliwej porażki, która mnie trafiła… Do tej pory jest mi strasznie głupio, że przez całą resztę krosu, od momentu wyłamania, byłam koszmarnie zła i na siebie i na konia, nawet pomimo faktu, że Czarek spisał się tam przegenialnie i powinnam była być z nas mega dumna… Niestety rozczarowanie przyćmiło wszystko inne.
Drugim pamiętnym wpisem była relacja z pierwszych (wtedy jeszcze) trzech długich gwiazdek, kiedy to zdałam sobie sprawę, do czego jesteśmy razem z Czarkiem zdolni i że fakt, iż przejechaliśmy te zawody pewnie i bez większych problemów był furtką do czegoś większego, w co sama jeszcze wtedy nie wierzyłam.

Jak to jest mieć świadomość, że blog ten w znacznym stopniu wpłynął na blogosferę jeździecką? Zdajesz sobie z tego sprawę?

Szczerze mówiąc, nigdy nie miałam takiego odczucia. Wiedziałam oczywiście ilu mam czytelników, ile obserwatorów, ale raczej zawsze wydawało mi się i z resztą wciąż wydaje, że mój blog nie wpłynął zbytnio na świat jeździecki czy tzw. „blogosferę” jeździecką. Uważam, że mógł w dużym stopniu wpłynąć na konkretne jednostki, które mogły zidentyfikować się z moją historią.

Pisanie bloga jest trochę jak prowadzenie pamiętnika. Tylko różnica polega a tym, że jest czytany nie przez jedna osobą, a przez tysiące. Nie krępowało Cię to? Zdarzało Ci się świadomie nie poruszać jakiś tematów w obawie o odbiór?

Raczej mnie to nie krępowało, ale przez świadomość, że moje wpisy będą mogły przeczytać setki ludzi, powodowało, że czułam bardzo dużą odpowiedzialność za własne słowa. Dlatego zdarzały się sytuacje, kiedy to musiałam pominąć opisywanie pewnych spornych kwestii czy szczególnie trudnych momentów, choć tak czy tak zawsze starałam się być na tyle szczera, na tyle na ile pozwalała mi sytuacja i zdecydowanie unikałam pudrowania, czy wmawiania ludziom, że było super, jeżeli uważałam inaczej (co zresztą często było komentowane, że nigdy nie jestem zadowolona, chociażby z własnych przejazdów). Na pewno jednym z głównych tematów, do których należało podchodzić ostrożnie, były wszelakie kontuzje zarówno koni, jak i moje. Zawsze trzeba było doczekać do ostatecznej diagnozy czy decyzjo o dalszym planie działania, aby można było to ogłosić. Tak samo zresztą było w przypadku mojej operacji kręgosłupa, kiedy to moje problemy zdrowotne, które uniemożliwiały mi nie tylko jeździectwo, ale i normalne funkcjonowanie.

Blog „Zebra z klasą” dobiegł końca, ale nie Twoja kariera! Co planujesz w najbliższej przyszłości?

Oczywiście naszym głównym celem są przyszłoroczne Igrzyska Olimpijskie w Tokyo, ale aby do nich dojść, czeka nas jeszcze wiele pracy. Odnośnie do Czarka to na pewno chcielibyśmy w tym roku wystartować na poziomie 4* oraz wziąć udział w moich pierwszych Mistrzostwach Polski Seniorów. Dodatkowo ostatnio wróciłam do regularnej pracy z moim drugim koniem Szymonem, a którym również chciałabym zacząć startować w wyższych klasach WKKW. Tak więc pomimo faktu, że nasz sezon zawodniczy skrócił się do połowy, czeka nas nie mniej emocji niż zwykle.

Dziękujemy za rozmowę! Życzymy samych sukcesów, dla nas też jest to bardzo emocjonalny wpis 🙂 „Zebra z klasą” to dla każdego koniarza, który szukał swojego miejsca w sieci, wyjątkowe miejsce.

Jedna myśl na temat “Koniec bloga „Zebra z klasą”

  1. Pamietam jak w 2012 roku czytałam „zebrę”.
    Wtedy dopiero zaczynałam jeździć i miałam wielkie marzenia. Gosia była i jest moim autorytetem do dziś.
    Życzę powodzenia i dalszych sukcesów, wspaniałych ludzi oraz koni. 🙂

    Polubienie

Dodaj komentarz